Rewia dziękuje za pomoc. Już w domu!
„Postanowiłam do Państwa napisać, choć nie ukrywam, że czuję się dosyć niezręcznie. Nie piszę co prawda tylko w swoim imieniu, ale sprawa jest mi naprawdę bliska.
W naszej stajni jest kobyłka Rewia, ma 23 lata, znam ją od urodzenia. Mam do tego konia bardzo szczególny stosunek, bo jest córką mojej ukochanej klaczy Rei, która padła 9 lat temu. Rewię, kiedy ta skończyła 1,5 roku kupiła mama mojej przyjaciółki Agnieszki. To było spełnienie marzeń Agi. Niestety, rok później jej mama zginęła w wypadku samochodowym. 16 letnia wtedy Aga została sama z przyrodnim rodzeństwem i ojczymem. Dla Agnieszki Rewia stała się najcenniejszą pamiątką, symbolem marzeń spełnianych przez mamusię, którą nagle straciła.
Rewia od lat stoi w prywatnej stajni, Agnieszka od dawna na niej nie jeździ, ale bardzo ją kocha i nie było wątpliwości, że Rewia zostanie z nią do końca. W międzyczasie Adze zmarła cała rodzina, została sama. Życie dokopało Adze. Na obecną chwilę nie zarabia dobrze: 2100 pln, ma dwoje dzieci… i znikąd pomocy. Pomimo trudnej sytuacji nie było mowy, żeby pozbyć się konia, który przecież nie zarabiał na siebie, co więcej miesięcznie trzeba było zapłacić za jego utrzymanie. Rewia jest starszym koniem, a starsze konie wiadomo jak kończą kiedy stracą sprawność lub zdrowie… Aga nigdy nie chciała ryzykować takiego obrotu sprawy.
Pomimo trudności osobistych i finansowych dawała radę zadbać też o konia (regularnie był kowal, odrobaczanie, itd.) Kiedy było bardzo źle pomagaliśmy im w stajni wszyscy, a Eliza, właścicielka stajni rezygnowała z opłaty za utrzymanie miesięczne konia.
I jakoś to się wszystko kręciło…
W styczniu tego roku, Rewia doznała porażenia nerwu trójdzielnego. Kobyłce opadła lewa strona: ucho, powieka, warga. Leczenie trochę pomogło, ale Rewii została opadnięta warga i brak czucia w pysku. Teraz ma trochę trudności z pobieraniem pokarmu, ale daje radę.
Po kilku tygodniach po opanowania sytuacji zaczęły się problemy z okiem; nawracające zapalenia rogówki, wrzody w oku – może to mieć związek z wcześniejszym porażeniem. Z tygodnia na tydzień stan oka był gorszy pomimo leczenia. Wizyty lekarza i leki pochłaniały spore sumy. A ból oka ogromy!
Dodatkowo na wiosnę walczyliśmy z zołzami. Niestety Rewia była w grupie tych koni, które się zaraziły. Na leczenie Rewii zrobiliśmy zrzutkę wśród przyjaciół naszej stajni, ponieważ Aga była już w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej.
Pasmo nieszczęść jednak się nie skończyło. W czerwcu Rewia została bardzo skopana przez innego konia. Lokalny weterynarz który został wezwany zdecydował, żeby do szycia Rewię położyć. Niestety, nieodpowiednio dobrał leki. Rewię udało się z trudem położyć, ale nie zasnęła, natomiast „lekarz” zrezygnował z zabiegu. Co się działo, kiedy chciała wstać otumaniona lekami, chyba nie trudno sobie wyobrazić. Na samo wspomnienie tego widoku ściska mnie w gardle. To, że się nie połamała i żyje jest jakimś cudem! (A ten konował już nigdy do nas nie przyjedzie) Po tym zdarzeniu bardzo podupadła na zdrowiu, wiele tygodni się nie kładła, była obolała, miała też poważną kontuzję przedniej nogi. Kolejne wizyty wetów, leki, kasa, kasa, kasa…
Po tym zdarzeniu przez jakiś czas był względny spokój. Wojowaliśmy tylko bez przerwy z jej okiem, które cały czas się paprało koszmarnie i bardzo ją bolało.
No i miesiąc temu znowu przyczepiło się do niej choróbsko. Najpierw jednostronny, bardzo obfity ropny i śmierdzący wypływ z nosa… Po wizycie weterynarza okazało się, że mała rana na pysku – sądziliśmy że zwykłe skaleczenie, to jest przetoka od zatok lub od zęba. Tym razem przyjeżdża już weterynarz typowo od koni (pełna diagnostyka, rtg, wymazy, przegląd zębów, leki). Okazało się, że to nie zęby na szczęście, bo w tym przypadku lekarz od razu sugerował leczenie w klinice. Specjalnie nie zmieniło to sytuacji, bo to niestety są zatoki (prawdopodobnie powikłane po zołzach) które w jej trudnym stanie też powinno się leczyć w klinice! Tylko, że ….ze względów finansowych Rewia do kliniki nie pojechała! Najzwyczajniej nie mamy na to pieniędzy. Wszyscy w stajni jesteśmy maksymalnie spłukani. Dotychczasowe leczenie pochłonęło już 5 tysięcy (ostatnie 3 miesiące)
Aga starała się o niewielki kredyt na leczenie konia, ale jej odmówiono .
Teraz przyjeżdża weterynarz (specjalista od koni), który płucze tą przetokę z ropy – powinien codziennie, ale jest co kilka dni, bo na częstsze wizyty nas nie stać . Inny weterynarz, taki z okolicy, „tańszy” przyjeżdża by podawać antybiotyk (jego obecność jest konieczna, ponieważ Rewia ma uczulenie na niektóre antybiotyki i miewała wcześniej wstrząsy) Ropa nie leje się już z nosa, ale wciąż się sączy z przetoki, lub zbiera się pod skórą. Koszty leczenia robią się koszmarne…
Na domiar złego, w przebiegu infekcji bardzo pogorszyła się kondycja oka, które już teraz kwalifikuje się pilnie do usunięcia….I znowu wraca temat kliniki. Żaden specjalista nie chce się podjąć i ryzykować takiego zabiegu w stajni – na który zresztą też nie mamy pieniędzy!
Wspomagamy Agę finansowo wszyscy, którzy jesteśmy skupieni wokół stajni, ale nie damy już rady pokryć takich koszów. Na razie walczymy, aby wrzód w oku nie pękł podając jej leki co 3h na dobę, ale są na to małe szanse. Oko może w każdej chwili wypłynąć. Koń bardzo cierpi i coraz mniej cierpliwie znosi te wszystkie zabiegi….
Nasza bezradność jest rozwalająca….a wszystko rozbija się o pieniądze. Już teraz zalegamy z opłatami u lekarza.
Dlatego ośmieliłam się napisać. W imieniu, REWII, Agnieszki i wszystkich z naszej stajni, którzy są przejęci losem końskiej babci…
Bardzo proszę o pomoc dla naszego konika….Bo Rewia cierpi coraz bardziej…już nie pozwala sobie podawać leków, jest tak obolała, gaśnie…
Tak sobie myślę…oko czy zatoki – to można wyleczyć w naszych czasach… w tym przypadku Rewia umrze na brak pieniędzy…
Nie wiem gdzie szukać pomocy… Płakać mi się chce…
Nasza stajnia nie prowadzi działalności komercyjnej. Nie jesteśmy „cwaniakami”. To raczej pensjonat dla koni, skupiający wąską grupę kilku/kilkunastu osób. Szanujemy, kochamy, dbamy o konie i o inne zwierzęta. Nie zarabiamy na nich i nie wyzyskujemy, jak to często ma miejsce w innych miejscach. Zgarniamy zwierzęta z ulic, szukamy im domów, pomagamy każdej istocie, która stanie na naszej drodze. Przez lata nikt z naszego grona nie oddał na „zielone łąki” swojego pupila na starość, bo to w swoim domu mają szacunek i godną starość.
W ciągu ostatnich lat kilka koni od nas odeszło, ale dotąd los nas „oszczędzał” i żaden z nich przewlekle nie chorował. Niestety teraz sytuacja Rewiulca nas przerosła. To dobry konik, który zasłużył swoim życiem na godną starość i leczenie. Zdziwienie i bezradność, mieszają się ze sobą…Nikt z nas nie miał świadomości jak ogromne mogą być koszty zapewnienia godnej starości i leczenia dużemu zwierzęciu…
Nie możemy patrzeć jak bardzo ten koń chce żyć, a my nie jesteśmy w stanie ulżyć jej w cierpieniu i opłacić porządnego leczenia…
Prosimy o pomoc.
Pozdrawiam
Asia i reszta.”
Rewia wymaga kilkutygodniowego leczenia w klinice. Szacunkowy koszt leczenia (wraz z transportem do kliniki) to 11 tysięcy złotych. Kwota jest bardzo duża. Istnieje również ryzyko, że leczenie w klinice nie przyniesie spodziewanych rezultatów i będzie wskazanie do eutanazji. Ale na dziś dzień lekarze widzą dla Rewii szansę, a jedyną przeszkodą aby otrzymała pomoc, jest brak środków na jej leczenie.
Z całego serca prosimy Was o wsparcie dla Rewii.
***
Aktualizacja 23.10.2017
Przekazujemy najnowsze wieści. Rewia jest w klinice, leczenie w toku. Poniżej wiadomość do opiekunki Rewii.
„Dziś byłyśmy u niej w klinice, w odwiedzinach. Pomyślałyśmy, że zrobi jej się raźniej kiedy zobaczy kogoś znajomego. Niestety, dla nas jej widok był smutny…ale mamy świadomość, że gdyby nie leczenie to Rewii by za chwilę nie było (co zresztą potwierdziła dyżurująca dziś Pani doktor) Po przyjeździe na Służewiec Rewia jeszcze tego samego dnia została przebadana (rtg pod różnymi kątami, endoskopia etc) Okazało się, że ma tzw martwaka – gnijącą już tkankę kostną, która spowodowała prawdopodobnie tą paskudną przetokę. Natychmiast została poddana zabiegowi usunięcia martwej kości. Na obecną chwilę ma codziennie płukanie tej przetoki – niestety do zabiegu potrzebna jest sedacja. Lekarze jeszcze obserwują jak z zatokami, czy tam też się jeszcze coś nie dzieje. Jeśli nic się nie pogorszy, być może uda się uniknąć trepanacji. Natomiast z okiem nie wiadomo jak będzie. Dopóki przetoka ropieje i jest ryzyko zakażenia nie ma mowy o jakichkolwiek działaniach w jego obrębie. Kobyłka ma podawane leki co 2 h i sytuacja jest pod kontrolą.
Tysiąc razy będziemy Centaurusowi dziękować za pomoc dla niej!
Gdyby została w stajni, to nawet lepiej nie myśleć co by było…
Kiedy zamykałyśmy drzwi boksu…odpychała je pyskiem, nie chciała zostać …i bardzo bardzo rżała, kiedy wychodziłyśmy ze stajni. Nie ukrywam, że łzy nam popłynęły…
Głęboko wierzymy, że dzięki pomocy dobrych ludzi wrócimy po naszą babcię całą i zdrową.”
A my dziękujemy Wam, za to, że jesteście i dołączacie się do pomocy dla Rewii. Akcja ratunkowa trwa. Gdy pojawią się kolejne informacje, przekażemy je Wam niezwłocznie.
Aktualizacja 24.11.2017
Kochani! Przekazujemy szczegółowe informacje o Rewii od jej rodziny. Leczenie cały czas w toku.
***
Aktualizacja 30.12.2017
W imieniu Pani Asi i przede wszystkim Rewii – dziękujemy!
Wczoraj Rewia wróciła do swojego domu, swojego boksu i w pierwszej kolejności zaczęła skubać swoje ulubione sianko. Jak widać – ekscytacja jest!
Bardzo cieszymy się, że dzięki Waszemu wsparciu można było udzielić Rewii pomocy.
Fundacja Centaurus działa w imieniu zwierząt od 2006 roku. Jest organizacją non profit. Centaurus to blisko 1000 ocalonych koni, 50 osiołków, paręset psów, wiele kotów, liczne zwierzęta gospodarskie. One wszystkie żyją dzięki takim osobom jak Ty. Bez tego wsparcia ratowanie nie byłoby możliwe.
Dziękujemy!
Potrzebne środki: | 11000 zł |
Do tej pory zebrano: | 10450 zł |